Federalne Ministerstwo Finansów dalej reguluje niemiecką branżę kryptowalutową za pomocą rozporządzenia. Niemcy wdrażają zatem życzenia Grupy Specjalnej ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy (FATF) w sposób pośpieszny i zbyt rygorystyczny. Przemysł jest w ten sposób jeszcze bardziej zastraszany, a efekt będzie prawdopodobnie dokładnie odwrotny do zamierzonego.
O tak, niemieckie firmy kryptowalutowe z chęcią obeszłyby się bez tego postu naszego przyszłego kanclerza. Jako federalny minister finansów Olaf Scholz podpisał 24 września nowe rozporządzenie.
A dokładniej: rozporządzenie w sprawie wzmożonej należytej staranności przy transferze aktywów kryptowalutowych. Została ona uchwalona 24 września i weszła w życie niecały tydzień później, 1 października. Za pomocą tego rozporządzenia Federalne Ministerstwo Finansów nadal nęka nielicznych dostawców usług kryptowalutowych, którzy nadal istnieją w tym kraju, i prewencyjnie chroni Niemcy przed tworzeniem nowych.
Ofiarami Veordnung są wszystkie firmy, które w jakikolwiek sposób pracują z bitcoinami, kryptowalutami lub tokenami w Niemczech w charakterze powierników: A więc portfele, depozytariusze, rynki i, w zależności od projektu, również dostawcy usług płatniczych. Są one obecnie uznawane za „podmioty zobowiązane” w rozumieniu ustawy o praniu pieniędzy.
W Niemczech nie ma zbyt wielu tego typu firm. Jedynymi depozytariuszami, o których warto wspomnieć są w zasadzie Bitcoin.de, Nuri (dawniej Bitwala) oraz giełda w Stuttgarcie lub jej aplikacja handlowa Bison. W ograniczonym zakresie można by dodać SatoshiPay, który nie ma prawie żadnych klientów, a także instytucje powiernicze, takie jak Tangany czy Bankhaus von der Heydt, które i tak nie obsługują klientów prywatnych. Można by również uwzględnić mniejsze firmy, takie jak giełda Leondrino lub portfele BitBucks i CPI.
Obszar regulowany przez rozporządzenie jest bardzo łatwy do zarządzania. Prawdopodobnie nie przesadzimy zbytnio, jeśli stwierdzimy, że już teraz więcej osób zajmuje się pisaniem, wdrażaniem i monitorowaniem przepisów niż branża zatrudnia pracowników w tym kraju.
Gdy kustosze kryptowalut wysyłają do kustoszy kryptowalut
Jeśli najnowszy psikus ministerstwa Olafa Scholza jest cokolwiek wart, lista kustoszy kryptowalut z siedzibą w Niemczech będzie się skracać, a nie wydłużać. Dzieje się tak dlatego, że rozporządzenie nakłada trudne do spełnienia wymagania na branżę, gdy wykonują oni transfery kryptowalut w imieniu swoich klientów.
Charakter i zakres zobowiązania zależy od dwóch czynników: Po pierwsze, czy klient otrzymuje lub wysyła „aktywa kryptowalutowe”, a po drugie, czy nadawca lub adresat sam jest dostawcą usług kryptowalutowych, czy nie. Istnieją więc cztery scenariusze.
Po pierwsze, firma kryptowalutowa wysyła monety swojego klienta do klienta innej firmy kryptowalutowej. Na przykład, można przenieść bitcoins z Bitcoin.de do swojego konta na innej giełdzie. W tym przypadku, zgodnie z rozporządzeniem, „zasady dotyczące obowiązków dostawcy usług płatniczych zleceniodawcy zgodnie z art. 4 i 6 Rozporządzenia w sprawie przekazów pieniężnych stosuje się odpowiednio”.
Zgodnie z rozporządzeniem UE w sprawie przekazów pieniężnych oznacza to, że firma musi przekazać imię i nazwisko, numer konta oraz „adres, numer oficjalnego dokumentu osobistego płatnika, numer klienta lub datę i miejsce urodzenia płatnika”. Firma musi również przesłać nazwę odbiorcy i numer konta odbiorcy. Zakładam, że numer konta będzie oznaczał jakiś identyfikator konta lub adres portfela dla firm kryptowalutowych.
Po drugie, firma otrzymuje dla swojego klienta transakcję, którą wysłała inna firma kryptowalutowa. Na przykład, wysyłasz Ether na swoje konto na Bitcoin.de z innej giełdy. W tym przypadku „zasady dotyczące obowiązków dostawcy usług płatniczych beneficjenta na podstawie art. 7, 8 i 9 Rozporządzenia w sprawie przekazów pieniężnych stosuje się odpowiednio.”
Zgodnie z nimi, otrzymujący dostawca usług kryptograficznych musi sprawdzić, czy wysyłający dostawca usług przekazał informacje w całości. Jeśli kwota przekracza 1 000 euro, musi on również zweryfikować prawdziwość informacji, wykorzystując „dokumenty, dane lub informacje z wiarygodnego i niezależnego źródła”. Dopiero wtedy może on uznać przesyłkę na rzecz odbiorcy.
Ponadto, dostawca usług musi ustanowić „procedury oparte na ryzyku”, aby odrzucić płatności w przypadku braku informacji lub wystąpienia innych czynników ryzyka. Ponadto jeżeli dane są niekompletne, należy uznać to za wskazówkę, że płatność powoduje zgłoszenie podejrzanego przypadku.
Custodian to Private Citizen
To wszystko jest dość trudne. Ale to dopiero pierwszy akt tragedii. Drugi akt poświęcony jest transakcjom płynącym do lub wychodzącym z prywatnych portfeli.
Po trzecie, jeśli firma wysyła tokeny lub monety w imieniu swoich klientów na adres, w którym nie wie, czy należą one do innej firmy kryptowalutowej, musi „zidentyfikować i ocenić ryzyko niewłaściwego wykorzystania do celów prania pieniędzy i finansowania terroryzmu związane z transferem i podjąć środki odpowiednie do ryzyka.” Można by to zrealizować na przykład poprzez przekazywanie przez klientów obszernych informacji o odbiorcy przy przekazywaniu środków i weryfikowanie ich poprzez analizę onchain lub rozmowy z odbiorcą.
Te same obowiązki dotyczą firmy, gdy otrzymuje ona transakcję z prywatnego lub nieznanego portfela. Również w tym przypadku odbiorca powinien być zobowiązany do wskazania nadawcy, a firma może to sprawdzić za pomocą analiz onchain lub rozmów telefonicznych.
Rozporządzenie precyzuje to jeszcze bardzo niejasne sformułowanie. Środki adekwatne do ryzyka to „środki, które odpowiadają zidentyfikowanemu ryzyku związanemu z przekazem w odniesieniu do prania pieniędzy i finansowania terroryzmu i które zapewniają możliwość śledzenia przekazu”. Transakcje do lub z tego kraju powodują bardziej rygorystyczne obowiązki w zakresie monitorowania, a jeśli nie można ich spełnić, może to wskazywać na podejrzenie prania pieniędzy.
Twarde orzechy
Z nowym Veordnungiem, Federalne Ministerstwo Finansów daje niemieckim kryptowalutom twardy orzech do zgryzienia. Szczególnie wymagania informacyjne w kontaktach z innymi dostawcami kryptowalut stwarzają kilka problemów:
Po pierwsze, skąd firma kryptowalutowa ma w ogóle wiedzieć, że portfel odbiorcy należy do giełdy? Jeśli jest to nowy adres, nie można tego stwierdzić za pomocą blockchain; jeśli jest to stary adres, konieczna jest pomoc narzędzi do analizy blockchain.
Po drugie, nie istnieje żaden oficjalny kanał komunikacyjny między giełdami, za pomocą którego można by przekazywać wymagane informacje. Czy niemiecka firma powinna wysyłać e-maile do każdej transakcji wychodzącej? I czy powinien najpierw pytać przez e-mail o każdą przychodzącą wiadomość? Nawet jeśli kiedyś powstanie taki kanał komunikacji – jak firma ma sprawdzić, czy informacje są poprawne, jeśli płatność jest większa niż 10.000 euro?
W rzeczywistości zobowiązania te oznaczają, że niemieckie firmy zostaną odcięte od globalnego rynku kryptowalut. Nie można zakładać, że giełdy i dostawcy usług portfelowych na całym świecie będą podejmować nadmierne wysiłki, aby spełnić wymagania Federalnego Ministerstwa Finansów.
Obowiązek gromadzenia informacji w przypadku przelewów na prywatne portfele również powoduje problemy. Czy proces może być zautomatyzowany? Kto uniemożliwi użytkownikom wpisywanie czegokolwiek do formularza? Ile wysiłku trzeba włożyć, aby wszystko sprawdzić? A jeśli prywatne przekazywanie danych spowoduje ewentualny przypadek podejrzenia – czy organ nadzoru zostanie wówczas zasypany zgłoszeniami podejrzanych działań?
Przynajmniej rozporządzenie przyznaje niemieckim firmom kryptowalutowym hojny okres karencji: „Strony zobowiązane mogą powiadomić właściwy organ nadzoru do 30 listopada 2021 r., że nie będą w stanie wypełnić obowiązków i muszą uzasadnić to do 31 grudnia. Okres karencji będzie początkowo obowiązywał przez 12 miesięcy i może zostać przedłużony o kolejne 12 miesięcy, z zastrzeżeniem racjonalnego uzasadnienia.”
Willingly at your service
Należy uczciwie zaznaczyć, że przepisy nie powstały w Federalnym Ministerstwie Finansów. Ten ostatni stosuje jedynie ogólnoeuropejskie i pożądane przepisy dotyczące transakcji finansowych w odniesieniu do kryptowalut. I nie jest to również pomysł Federalnego Ministerstwa Finansów, lecz Grupy Specjalnej ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy (FATF), najważniejszego na świecie organu zajmującego się zwalczaniem prania brudnych pieniędzy. FATF zdecydowała jakiś czas temu, że w przyszłości „zasada podróży” powinna mieć zastosowanie również do transakcji kryptowalutowych. I to jest właśnie to, co Federalne Ministerstwo Finansów próbuje wprowadzić w życie za pomocą rozporządzenia.
Czyniąc to, Niemcy posuwają się naprzód w zakresie regulacji, nie uwzględniając branży, rzeczywistego celu przepisów ani kompetencji i zasobów organu nadzorczego. Spełnienie życzeń FATF – organu, który w żaden sposób nie jest demokratycznie legitymizowany – nie byłoby konieczne, przede wszystkim, a potem również szczególnie rygorystycznie. Szczególnie nie w takim czasie jak obecnie, kiedy rosnąca inflacja, trwający kryzys Corony, skandale związane z praniem brudnych pieniędzy i nowy rząd stanowią ciągłe wyzwanie dla polityki i administracji.
Konsekwencją tego będzie prawdopodobnie to, że niemieckie firmy kryptowalutowe pozostaną w tyle w globalnej konkurencji lub zmienią lokalizację. Prowadzenie firmy zajmującej się kryptowalutami w Niemczech nigdy nie było łatwe. Veordnung w mniejszym lub większym stopniu to uniemożliwia.
Czy ochrona konsumentów i walka z praniem brudnych pieniędzy rzeczywiście skorzystają, jeśli niemieccy użytkownicy Bitcoin i kryptowalut będą w przyszłości korzystać z usługodawców za granicą? Albo jeśli – co jest prawdopodobnie równie prawdopodobne – coraz częściej będą oni przechodzić na DeFi lub inne zdecentralizowane rozwiązania, w których nie ma już powiernika?
Chiński mędrzec powiedziałby, że ręka, która ściska zbyt mocno, niczego nie chwyta. Albo w ten sposób.